wtorek, 10 grudnia 2013

Pracujemy

  W poniedziałek zacząlem prace w takim jakby centrum logistycznym firmy Deka, mają oni własne markety. Każdy musi mieć na sobie buty z blachami na czubkach, to jest wymóg. W tym tygodniu mam na ranna zmianę, budzimy się koło 4 30, przygotowujemy się do pracy, ubieramy się (obojętnie jak, ja ubieram najwyklejsze spodnie dresowne i koszulkę z krótkim rękawkiem), robimy sobie śniadanie do pracy i śniadanie na miejscu. Bus przyjeżdża pod nasz domek o 5 15, jedziemy około 20 minut, nie pamiętam w jakim mieście mieści sie firma, ale wiem że w porcie, to wychodząc czy wchodzac do firmy widać port. Wchodzimy, wbijamy się w clocka, wpisujemy swój nr(logujemy się), idziemy po słuchawkę i fokę, i o 6 zaczynamy pracę. Do sluchawki gada nam komputer po holendersku, mówi która zona, najcześciej robi się na jednej, dwóch, chyba że jest strasznie dużo zamówień na innej. Mówi nam który hang- gang, czyli tak jakby regał, i jak potwierdzamy to mówi nam kod towaru, np. 23-01-A, litery oznacza się przez np. Alfa, Beta, Charlie. tak samo się oznacza gangi przez literę i liczbę. Podchodzimy pod dany nr, mówili dwie cyfry kontrolne aby potwierdzić że dobrze znaleźliśmy, jeśli źle, to system nam coś gada że źle, jak dobrze, to podaje nam liczbę jaką mamy wziąć danego towaru, my to potwierdzamy. Co ważne, system u nas w frmie mowi po holendersku, my przy wgrywaniu się mówimy po polsku i po polsku później odpowiadamy. Pierwszego dnia jeden gościu- polak- mówił mi co i jak, dostałem kartkę z liczebnikami i chodziłem z nią i ładowałem towar na karetę. Przy skończonym zamowieniu system nam mówi, że koniec, ja potwierzam mówiąc ok i pyta się o nr drukarki która jest mnie najbliżej, wszystkie są oznaczone numerami. Mówimy nr drukarki która jest najbliżej, ona pyta się nas czy to ten nr, my potwierdzamy, wychodzą dwie naklejki, podajemy nr kontrolny na naklejce i jeśli się zgadza to naklejamy na towar i następne zamówienie. Przy oku mojego nauczyciela szło mi tak raz gorzej raz lepiej, ale na końcu dnia to już w ogole nie wychodziło. Wczoraj rano w pracy pierwsze zamówienie szło mi tragicznie, ale na szczęście było mało towaru i jak nie wiedziałem co ona do mnie mówi, to pytałem się ludzi obok, później nawet zgubiłem kartkę i sam jechałem, czyli duży postęp co do tego co bylo w poniedziałek. Jeśli chodzi o warunki to są super, wszystko czyste i zadbane, jak rozbilem pierwszego dnia jakieś słoiki z jakimiś sosami, to w ciągu 10 sekund było posprzątane, jak coś sie rozwali to nic się za to nie płaci, firma jest ubezpieczona. Ewentualnie jak się coś całkiem spierdoli, to wtedy idzie się to team leaderów i mówi im się, to idzie ktoś mi pomóc, za nic nie płacę w frmie jeśli chodzi o szkody. Jest duża kantyna, są ciepłe posiłki, jak bede robil od przyszłego tygodnia na popołudniu, to o 17 mamy obiad w kantynie za darmo. Są dwie mniejsze stołówki, jedna dla palących, druga dla niepalących, są tam automaty z kawami,ciepłym mlekiem, ciepłą wodą, jest kakao, herbata w torebkach, zimna woda. Ogólnie jest bardzo fajnie. Ja ten tydzień mam luz i nikt nie patrzy na moją normę, norma wynosi 160koli- produktów  na godzinę, ja od poniedzialku będę musiał ją wyrabiać, ale patrząc na moje postępny, to jestem dobrej myśli. Dzisiaj mam wolne także trzeba odpocząć, bo w robocie robimy z 20km dziennie na nogach. Mam nadzieję, że spokojnie ogarnę wszystko, pracuję jeszcze w czwartek, piatek i sobotę, niedziela wolna, chyba że sam będę chciał to mogę jechać. Póki co kończę ten długi post, bedzie coś wkrótce!

niedziela, 8 grudnia 2013

Jedziemy do Holandii

Także ten :D, w piątek dostaję telefon, że jadę w sobotę do miejscowości Hillegom jako orderpicker. Ułożyło się to z wyjazdem mojego kuzyna, także wybrałem wyjazd z Opola. Ciocia zawiozła nas do Opola, wyjazd miał być 22 15, wyjechaliśmy 22 19, dotarliśmy koło 11 30 pod biurem w Holandii. Idzie się do rejestracji, dostaje się "swoje akta", siada się przy stoliku, tam są pracownicy z biura, daje się dowód osobisty i zaświadczenie o niekaralności, dostaje się ulicę i nr domu do którego się jedzie. Wyciągnąłem sobie z autobusu swoje bagaże i podszedłem do pierwszego busa i spytałem się kierowcy czy mnie tam rzuci, mówił że wie gdzie to jest i że ok, okazało się że jechaliśmy 3 minuty busem i bylem pod domkiem. Otwiera mi taki koksik, pokazują mi pokój, mieszkam z trzeba innymi kolegami, mamy razem na zmianę, dlatego razem meiszkamy, pokój nie jest duży, ale ok, są dwa łóżka piętrowe, mała sofa i do tego nieduży stolik. Na całym domku jest bardzo dobry internet przez wifi. W pokoju mam lodówkę na pół z kolegą, który zresztą mieszka niedaleko mnie w Polsce. Na dole mamy jedną kuchenkę gazową, kilka lodowek takich jak są u nas w pokoju, piekarnik, mikrofalówka,czajnik. Naczynia są do naszej dyspozycji, Z tego co mi mówią, to płacimy za to 50 euro z haczykiem. Jutro zaczynam pracę, jak będę miał więcej czasu to bedę opisywał co ze sobą wziąć etc.

Pozdro!

piątek, 6 grudnia 2013

Kolejny wyjazd do Wrocławia

 Także ten, wczoraj rano znów wsiadłem w pociąg i pojechałem do Wrocławia, miałem załatwić dwie sprawy, pójść do Sądu dostać zaświadczenie o niekaralności, oraz przejść się do OTTO i powiedzieć, że rezygnuję z kolegą.

 Sąd (Krajowy Rejestr Karny) znajduje się na ulicy Komandorskiej 16... czyli 5 minut z buta z PKP Główny. Dotarłem tam, na parterze jest pokój gdzie dokonuje się opłaty za znaczek (w moim przypadku 50zł) i dostaje się znaczek, wchodzę na piętro, na korytarzu są małe stoliczki i druki do wypełnienia, piszemy wszystko, czyli najprostsze informacje, wchodzimy do pokoju nr 16, gdzie siedzi pani za okienkiem, bierze od nas ten formularz, (uprzednio znaczek przyklejamy na dokumencie, pani bierze również dowód osobisty, sprawdza nasze dane, coś w komputerze i po minucie czekanie przybija 5 pieczątek i to wszystko- jesteśmy niekaralni :D.

 Następnie wyruszyłem w kolejną 5 minutową podróż do OTTO znajdującego się na Komandorskiej 53R. Wchodzę, mówię pani, z którą rozmawiałem przy rejestracji, że jednak rezygnuję, bo mam lepszą ofertę, pani powiedziała że nie ma problemu, do widzenia, do widzenia i do domu.

Wszystko załatwiłem bardzo szybko i szybko wróciłem do domu....

czwartek, 5 grudnia 2013

Ciąg dalszy...

  Wróciłem do domu około godziny 20, zadzwoniłem do wujka, który od jakiegoś czasu jeździ do Holandii i spytałem się go jak to jest z tymi stawkami. Powiedział że on ma koło 8,50 brutto, także dla niego stawki, które oferuje mi OTTO to jest mało. Obiecał mi wysłać nr do agencji przez którą on jeździ. Następnego dnia zadzwoniłem do agencji Ruigrog z Opola, przedstawiłem się, powiedziałem że szukam pracy za granicą i powiedziałem jakie mam wykształcenie, ile mam lat, że mam papiery na wózki widłowe. Pani przez telefon spytała się czy znam angielski, powiedziałem że dość dobrze. Powiedziała że może mi zaoferować 6 euro netto, zakwaterowanie w miejscowości Hillegom, tam gdzie moja rodzina, oczywiście mówiłem że chciałbym tam gdzie oni, zresztą ona ich zna, bo trochę osób od nas już pojechało :). Ubezpieczenie kosztuje 80 euro miesięcznie, zakwaterowanie 60 euro tygodniowo. Przejazd kosztuje w jedną stronę 50 euro, w dwie 100. Powiedziała że zadzwoni do mnie jak będzie coś miała. Dodała, że jadę tam bez podpisywania czegokolwiek w Polsce, wszystko załatwiam na miejscu, muszę mieć ze sobą zaświadczenie o niekaralności, oraz ważna i niezniszczony dowód osobisty (ewentualnie ważny i niezniszczony paszport). Jak będzie miała jakąś ofertę to zadzwoni do mnie. Powiedziała także, że może być nawet tak, że zadzwoni w piątek (5 grudnia) i wyjazd będzie w sobotę (6 grudnia). Podziękowałem  i rozmowa się skończyła.

Kolejna notka wkrótce ;)...

środa, 4 grudnia 2013

Początki cz.2

  Także ten... Wracając, Pani dzwoniąc do mnie pytała się czy zastała Zuotego, oczywiście odparłem. Umówiliśmy się na godzinę 14 we Wrocławiu, także rano o 9 wsiadłem w pociąg, przyjechałem koło 11 i poszedłem do Media Markt i dzwoni telefon. Inna kobieta również spytała się czy rozmawia ze Zuotym, powiedziała że nazywa się tak i tak i że dzwoni, bo zaaplikowałem na ich ogłoszenie. Spytała się, czy mam uprawnienia na wózki widłowe, powiedziałem zgodnie z prawdą, że nie, szanowna pani odparła na to, że w tym momencie szukają kogoś z doświadczeniem i grzecznie spytała, czy może dzwonić przed świętami, bo może mieć coś bez doświadczenia. Później wpadłem do kilku kumpli. Następnie spotkałem się z kolegą w umówionym miejscu i poszliśmy na spotkanie.

 Spotkanie w agencji OTTO zaczęło się czekaniem przez 15 minut na panią, ok no problem. Pani skanowała nasze dokumenty (dowód osobisty, prawo jazdy, uprawnienia na wózki). Spytała się o to, czy chcemy też; jako posiadacze prawka; dowozić kolegów z pracy na teren zakładu, ja się zgodziłem, kolega nie- nie było to oczywiście obowiązkowe. Następnie spytała się o nasze doświadczenia zawodowe oraz poprosiła o nasze CV, wbiła to co potrzebowała do komputera. Następnie podpisaliśmy trzy dokumenty: zgodę na przetwarzanie danych, to, że zaświadczamy o tym, że nie jesteśmy karani i zgodę, aby to oni w razie potrzeby mogli w naszym imieniu iść do sądu po zaświadczenie o niekaralności. Ahhh bym zapomniał, na samym początku zrobiła nam osobno zdjęcie na białym tle... Wracając, następnie usiedliśmy przy osobnych komputerach, dostaliśmy ID i hasła, zalogowaliśmy się i na początku robiliśmy test osobowościowo-kulturowy. 148 pytań, trochę dużo, na pytania odpowiadaliśmy w systemie 1-5, gdzie 1 oznaczało, że się nie zgadzamy/nie pasuje to do nas, a 5, że się zgadzamy/pasuje to do nas, test nie był na czas. Później przyszedł czas na test językowy, robiliśmy oczywiście angielski. Mieliśmy założyć słuchawki, pierwsze pytanie było próbne i mieliśmy sprawdzić, czy dobrze słyszymy. Gdy wszystko było ok to zaczynaliśmy, lektorka mówiła z mocno brytyjskim akcentem i strasznie bełkotała. Mieliśmy 4 odpowiedzi i mieliśmy wybrać naszym zdaniem prawidłową. Można było strzelać- nie było ujemnych punktów. Szczerze, to przyznam się, że rozumiałem około 50% tego co mówiła lektorka, test składał się z 60 pytań, na każdą odpowiedź mieliśmy 20 sekund. Po zrobieniu wszystkiego wracaliśmy przed biurko, pani drukowała nasze wyniki, test osobowościowy wyszedł ok, językowy w moim przypadku 32/60 poprawnych odpowiedzi. Następnie nagrywała krótką wymianę zdań przez mikrofon- oczywiście po angielsku. Pytała się jak się nazywam, ile mam lat, jakie mam zainteresowania (mówiła ze można zmyślać, chodzi o to, żeby coś powiedzieć) i co robię w wolnym czasie.

  Kolejnym punktem było szukanie dla nas ofert i pokazanie nam stawek. Otóż zarobki, w moim przypadku (stawka wiekowa) była by to najniższa, czyli 5,85 euro brutto (wszystkie stawki w Holandii podaje się w brutto), poniżej podaję stawki jakie oferuje OTTO:
Wiek: 18-20 lat- 5,85 euro/h
21 lata - 6,18
22 lata - 7,25
powyżej 23 lat - 8,53

  Dodatkowe opłaty to za mieszkanie 82,40 euro za tydzień, 89,75 za ubezpieczenie za miesiąc, oraz dojazd ich transportem(oczywiście możemy sami sobie organizować) 70 euro w jedną stronę, lub 120 euro za dwie strony, przy czym w drugą stronę możemy jechać kiedy nam się podoba, nie ma żadnego limitu.

  Pani zaczęła szukać dla mnie pracy i dała mi trzy oferty, wszystkie jako orderpicker, czyli zbieranie zamówień (dostajemy kartkę i chodzimy/jeździmy po magazynie i zbieramy te zamówienie i przekazujemy dalej). Jej zdaniem najlepsza, to z firmy Jumbo- taki odpowiednik Tesco przez internet. Mówi że tam jest fajnie, bo dostaje się dodatkowo 70 centów za godzinę, czyli dostawałbym 6,55 euro brutto/h. Dwie ostatnie, to w chłodni i przy kwiatkach. Złożyła moją aplikację to menadżerki w Holandii i zaraz dostała odpowiedź że jest miejsce dla mnie. Zaprosiła mnie na jutro (czwartek) na godzinę 14 na podpisanie umowy, powiedziała że jeszcze muszę przynieść zaświadczenie o niekaralności, mogę je odebrać w sądzie we Wrocławiu i płacę za to 50zł. Mieszkałbym w miejscowości Gouda- tak, tak jak nazywa się ser :), właśnie z tego to miasto jest słynne, w nowo wyremontowanym hotelu, pokazywała nam zdjęcia. Mówiła że najczęściej są pokoje dwu-osobowe, ale zdarzają się jedynki. Dała nam swoje wizytówki i pożegnaliśmy się.

Kolejną część swoich doznań w szukaniu pracy za granicą dodam w przeciągu 48 godzin ;)...

Początki

Praca w Holandii- początek


  Witam, nazywam się Grzesiek, mam 19 lat i właśnie chciałbym podzielić się z Wami moimi doświadczeniami w sprawie szukania pracy za granicą, w moim przypadku Holandii. Będę opisywał po kolei kroki jakie przechodzę w tej sprawie.

  Od początku, mam wykształcenie średnie z uzyskanym "dyplomem" zwanym maturą, zdałem ją na średnim poziomie. Angielski znam na takim poziomie, że jestem w stanie spokojnie się dogadać. Niemiecki słabo znam, ale myślę że kwestia odświeżenia sobie języka w praktyce. Uczyłem się jeszcze francuskiego, ale to nie dla mnie ;). Dodatkowo zrobiłem sobie kilka miesięcy uprawnienia na wózki widłowe.

  Nie mam żadnego doświadczenia w jakichkolwiek legalnych pracach(czytaj: pracowałem, ale na lewo), także teoretycznie nie mam żadnego doświadczenia zawodowego.

  Co skłoniło mnie do wyjazdu? Otóż to, że w mojej okolicy nie ma pracy, jedynie co mnie tutaj trzymało, to piłka nożna, którą trenuję od 11-stu lat, klub miał mi pomóc załatwić pracę, jednak jak zawsze kończy się na obietnicach. Także jakiegoś dnia zadzwoniłem do mojego dobrego kolegi i pytam się gdzie jedziemy, w ten sposób zacząłem myśleć o wyjeździe.

  Moje poszukiwania zaczęły się w internecie, mój wujek który często jedzie właśnie do Holandii mówił żeby szukać w internecie, bo tak łatwo i dużo jest tych ofert. Także zacząłem przeszukiwać oferty, chciałbym wspomnieć, że osobiście odradzam korzystania z jakichś wyszukiwarek ofert. Takie wyszukiwarki wyświetlają często oferty nieaktualne, "pośredników" którzy raczej nie są zbyt legalni. Ja osobiście szukałem tak kilka dni przez wyszukiwarki, ale właśnie przez te dwa powody dałem sobie spokój. Zacząłem przeglądać oferty jakichś większych agencji(OTTO, Adecco itp.), polecam również rejestrować się na stronach agencji, bo to oni sami będą dzwonić i proponować spotkanie.

 W następnych postach będę dzielił się moimi dalszymi przygodami ;), do następnego!


pytania?